Jeśli chcesz szybko schudnąć 10 kg, napisz w komentarzu OK.
OK! Napisałam! I co, i co? Jestem już chuda? Pierwszy krok w odchudzaniu to zazwyczaj nadzieje na to, że istnieje magiczny sposób, droga na skróty, szybka, a najlepiej przyjemna. Tak więc próbujesz diety dr Kwiatkowskiej, diety 1200 kcal, diety kapuścianej, diety MŻ (mniej żreć), diety nie jem po 18, diety „piję wodę z pieprzem cayenne”, diety „piję tylko koktajle z proszku”. Ach mogłabym wymieniać i wymieniać. Coś tam schudniesz (z badań wynika, że jak dobrze zepniesz poślady to nawet do 7 kg), ale co z tego, skoro taka dieta kiedyś się kończy, a tym samym wracasz do starego sposobu odżywiania, a kilogramy wracają razem z Tobą, czasami nawet z nadwyżką.
Czasami myślisz, że jesteś już mądrzejsza i stawiasz na sport! Tak sport! To jest to, zacznę biegać i schudnę, więc zaczynasz biegać, ale wkrótce okazuje się, że wcale nie chudniesz, wręcz przeciwnie! Tyjesz! Ale jak to możliwe myślisz… znalazłaś obrazek porównujący kg tłuszczu i kg mięśni – uf jesteś już spokojniejsza, po prostu nabierasz masy! Prawda jest jednak taka, że po bieganiu wracasz do domu i pozwalasz sobie na dodatkową porcję makaronu – w końcu biegałaś, więc Ci się należy! Po kilku tygodniach porzucasz bieganie, bo dochodzisz do wniosku, że w sumie to nie lubisz biegać, zaczyna też coś strzykać w kolanie, więc w sumie to nie powinnaś.
W końcu trafiasz na – w miarę rozsądną – dietę lub tzw. plan żywieniowy, pięć posiłków i nie chodzisz głodna! Rewelacja myślisz – teraz na pewno się uda. Po tygodniu jesteś trochę zmęczona ciągłym siedzeniem w kuchni… zamiast kroić średnią marchewkę i jabłko na cząstki, dochodzisz do wniosku, że w weekend zaszalejesz – w końcu należy Ci się, po całym tygodniu jedzenia tuńczyka, za którym nie przepadasz; chleba razowego, po którym masz zgagę, oraz serka wiejskiego, na który nie możesz już patrzeć.
Pierwszy weekend, po piątkowym ważeniu jest -2,5 kg, myślisz „drobne odstępstwo od diety nie zaszkodzi – w końcu należy mi się!” Zjadasz kawałek tortu na rodzinnej imprezie, ale czujesz, jak teraz wyrzuty sumienia zaczynają Ciebie zżerać. Już wiesz, że popełniłaś błąd. Wszystko zmarnowane, więc chcąc zagłuszyć ten cholerny wewnętrzny głos, zjadasz jeszcze kilka pyszności, za którymi tak tęskniłaś w ostatnich miesiącach. A miało być tak pięknie.
Zaczynasz sądzić, że po prostu nie nadajesz się do bycia na diecie, bo nie masz silnej woli, jesteś beznadziejnym przypadkiem, zresztą ktoś musi być gruby. I to z pewnością jesteś Ty.
Prawda jest taka, że jesteś ok, nic z Tobą nie jest nie tak, popełniłaś sporo błędów po drodze, to normalne, w końcu trafiasz na profil Instagramowy @psycholog_na_diecie i oczy Ci się otwierają na ten skomplikowany dietetyczny świat :D.
Dowiadujesz się m.in, że Twoja dieta musi być przede wszystkim zgodna z Tobą (jesz 4 posiłki, a nie pięć), że musisz słuchać własnej intuicji (wolisz makrelę od tuńczyka), być dla siebie dobrą (nie zmuszasz się do zjedzenia śniadania godzinę po obudzeniu, tylko wtedy, kiedy poczujesz się głodna) i życzliwą (nie ważysz się obsesyjnie co posiłek, szanujesz swoje ciało), ćwiczyć z miłości do swojego ciała, a nie z nienawiści do niego. Zaufać sobie na nowo. Nie opierać odchudzania na silnej woli, która jest jednym wielkim mitem. Pozwalać sobie na zbilansowane podejście, w zdrowej diecie jest miejsce na wszystkie produkty, nawet te „zakazane”.
Żeby to wszystko urzeczywistnić, musisz przede wszystkim uwierzyć, że jesteś WAŻNA. Musisz zacząć słuchać swoich potrzeb. Poświęcić sobie czas. Zła wiadomość jest taka, że magiczna dieta nie istnieje i że nie ma dróg na skróty. Dobra wiadomość jest taka, że ta długa droga będzie piękna i dojdziesz w najważniejsze miejsce. Do siebie samej.