Nasza relacja z jedzeniem jest nie tylko związana z posiadaniem silnej woli lub samodyscypliną. Powiem więcej, jest w bardzo niewielkim stopniu związana z wyżej wymienionymi umiejętnościami. Jest czymś dużo więcej, gdyż w niej znajdują odzwierciedlenie inne ważne relacje z naszego życia. To, jaki mamy stosunek do jedzenia i własnego ciała jest w dużej mierze wynikiem przekazu otrzymywanego od najmłodszych lat.
Zacznijmy od początku. Kobieta, karmiąc swoje niemowlę, poza zaspokojeniem jego głodu fizjologicznego, zaspokaja też potrzebę ciepła, miłości i bezpieczeństwa. Słodkawy smak mleka matki jest już jednym z pierwszych pozytywnych skojarzeń związanych z jedzeniem. Dla wielu dorosłych pokarm staje się sposobem na zaspokajanie wielu innych potrzeb w życiu, poza głodem fizjologicznym. Nie twierdze, że to źle. Nie ma nic złego w czerpaniu przyjemności z jedzenia – tzw. comfort food, czyli pokarmy, których smak kojarzy nam się właśnie z ukojeniem (nierzadko o słodkim smaku, ale nie tylko). Z jednej strony jest to normalne, gdyż natura tak to sobie wymyśliła, że jedzenie ma nam sprawiać dużą przyjemność. Z drugiej jednak strony, jeżeli jest to jedyny sposób radzenia sobie z nieprzyjemnymi emocjami, może prowadzić do nadwagi czy otyłości, a co za tym idzie do wielu chorób z nią związanych.
Istotną rolę w kształtowaniu zdrowej relacji z jedzeniem u dziecka, odgrywają oczywiście rodzice. Dziecko rodzi się ze zdolnością odbierania i rozumienia swych wewnętrznych sygnałów głodu i sytości. Najważniejszą rolą rodziców jest pozwolenie dzieciom na jedzenie i zakończenie posiłku w odpowiedzi na te sygnały. Dzięki temu dziecko ma szansę na wykształcenie w sobie intuicyjnego typu jedzenia, o którym pisałam TUTAJ. Jest to najbardziej naturalna zdolność do odżywiania się i gwarancja utrzymania wagi w przedziale zdrowej normy (u osób nie cierpiących na inne choroby somatyczne).
Niestety dla wielu rodziców to zadanie jest bardzo trudne do wykonania. Zwłaszcza dla tych, którzy sami nie posiadali odpowiednich wzorców w swoim domu. Obawy, że dziecko jest głodne, są bardzo powszechne. Nie każdy płacz dziecka oznacza jednak głód, jest też kilka innych potrzeb do zaspokojenia, ale żeby rodzic to rozumiał, musi sam mieć kontakt ze swoimi potrzebami.
Od najmłodszych lat dzieci są uczone, że ich intuicja się myli. Na przykład poprzez zmuszanie ich do zjedzenia wszystkiego co jest na talerzu (bo nie wolno marnować jedzenia, bo mamusi będzie przykro, jak nie zjesz, bo nie będzie deserku, bo będziesz głodny, bo już nic dzisiaj nie dostaniesz). Manipulacje dzieckiem i inne tego typu zabiegi służą tak naprawdę zaspokojeniu potrzeb zalęknionych rodziców, a nie dzieci. Według aktualnych wytycznych rodzic decyduje, co podaje dziecku, ale to dziecko decyduje, ile zjada. Jeżeli jako rodzic masz jakiekolwiek wątpliwości co do apetytu u twojego dziecka, idź do lekarza! Przekarmianie dzieci lub ich niedokarmianie może prowadzić do zaburzenia odczuwania głodu fizjologicznego.
Oprócz rodziców duży wpływ mają też dziadkowie, którzy pamiętając „chude lata” i puste półki w sklepach, mają przekonanie, że „futrowanie” dzieci czekoladopodobnym wyrobem jest szczytem okazywania miłości. Często są to zabiegi wykonywane za plecami rodziców, którzy mając już coraz większą świadomość szkodliwości produktów zawierających cukry czy syrop glukozowo-fruktozowy, zabraniają podawania swym dzieciom takich rzeczy. Kochające i pełne troski babcie rozpieszczają więc swe wnuki soczkami (bo kto to widział, żeby biedne dziecko tylko wodę piło) oraz innymi szkodliwymi produktami. Wszystko w dobrej wierze i z miłości. Jednak tak naprawdę z czystego egoizmu i potrzeby zrobienia sobie dobrze. Jeżeli pokażecie ten tekst babciom, to drogie babcie, mam dla was wiadomość. Wiem, że kochacie swoje wnuki i chcecie dla nich jak najlepiej. Upieczcie razem ciasto, zróbcie pierogi z serem. Jest miłość na talerzu i piękno relacji babcia – wnuki. Nie kawałek kupionej czekolady w sreberku. To już nie te czasy moje drogie babcie.
Każdy kij ma dwa końce. Z drugiej strony mamy rodziców, którzy nie pozwalają dzieciom nawet powąchać czekolady, chipsa czy parówki (trucizny!). Zaczynamy już obserwować w gabinetach terapeutycznych skutki takich działań. Jeszcze gorzej, jeżeli rodzice sami jedzą takie rzeczy w ukryciu przed dziećmi, dając im podwójny komunikat (to jest niedobre, niezdrowe i tego nie wolno jeść, a sami to jedzą). Czyli zdrowe odżywianie nie leży w zgodzie z ich własnym światopoglądem. Obserwujemy tutaj efekt zakazanego owocu. Dzieci, kiedy tylko mają okazję i rodzice nie patrzą (robią dokładnie to samo co rodzice!) objadają się zakazanymi produktami. Im dziecko starsze, tym trudniej oczywiście kontrolować to, co zjadają.
Wszystko w dobrej wierze i miłości do dziecka, żeby nie było głodne, żeby zdrowo wyglądało. Dziecko niestety nie otrzymuje w ten sposób komunikatu, który chcemy mu przekazać „kocham Cię i chcę dla Ciebie jak najlepiej”. Dziecko dostaje wiadomość „Moje prawdziwe potrzeby nie są ważne, to co czuję, jest złe. Coś ze mną nie tak. Jestem nieważne”.
I z tego poczucia nieważności może rozwinąć się ta skomplikowana relacja z jedzeniem. A omówiłam dopiero wiek wczesnodziecięcy. Po wkroczeniu w środowisko szkolne, gdzie na dziecko zaczyna mieć wpływ grupa rówieśnicza oraz media, czyhają kolejne zagrożenia. Okres dojrzewania jest również bardzo trudny, gdyż zmiany hormonalne prowadzą do zmian wyglądu ciała, które nieraz przestaje być akceptowane przez otoczenie. Jeżeli dziecko nie ma odpowiedniego wsparcia w domu rodzinnym, nie otrzymuje (z różnych przyczyn) wystarczającej dawki akceptacji i miłości, to ma ogromny problem. Zaczyna szukać przyczyny tego problemu w sobie. We wczesnych latach nastoletnich mogą pojawić się początki zaburzeń odżywiania.
Anoreksja może rozwinąć się u dziewczynki, której matka wykazuje nadmierną kontrolę, a ojciec jest psychologicznie nieobecny oraz nieadekwatnie reaguje na dojrzewanie córki. Dziecko w poczuciu braku wpływu i niemożności kierowania swoim życiem zaczyna kontrolować swoją wagę. Paradoksalnie, próbując pokazać siłę i niezależność, wpada w coraz większą bezsilność, osłabienie fizyczne. Nieoczywistą korzyścią z chorowania może być uzyskanie uwagi rodziców i opieka nad chorującą córką (wreszcie jestem dla nich ważna!). Nacisk przekazu płynącego z mediów, że tylko szczupłe i piękne ciało jest gwarancją zdrowia, szczęścia i powodzenia dodatkowo pogłębia problem.
O bulimii napisał w oddzielnym artykule, który możecie przeczytać TUTAJ.
Nadmienię jeszcze, że problemy związane z zaburzeniami odżywiania dotyczą zarówno kobiet, jak i mężczyzn.
Wyobraź sobie górę lodową. To, co widoczne na powierzchni jest tylko niewielką jej częścią. W tym przypadku mówimy o zaburzonej relacji z jedzeniem. Powiedzmy, że nie możesz schudnąć pomimo podejmowania różnych wysiłków. Pod powierzchnią mamy system naszych przekonań, na temat siebie innych oraz świata. Te przekonania są bardzo ważne i mają duży wpływ na to, co rozwinie się na powierzchni naszej góry. Jest to temat bardzo złożony i indywidualny. Zachęcam do odwiedzenia gabinetu psychologa, jeżeli bezskutecznie walczysz z kilogramami. Jestem mocno przekonana o tym, że to jak siebie widzimy, wpływa na jakość naszego życia. Warto więc zacząć od poznania samych siebie, przyjrzenia się, jak nasze przeszłe doświadczenia i relacje mogły wpłynąć na to, co o sobie myślimy, co czujemy i jakich dokonujemy wyborów w życiu ( w tym żywieniowych). Praca nad sobą to jedyna pewna robota w życia, podobnie jak relacja ze sobą. Wsłuchanie się we własne potrzeby jest tutaj kluczowe.
Czego potrzebuję?
Czego ja teraz dla siebie potrzebuję?
Literatura:
- „Jem intuicyjnie“, Evelyn Tribole, ElyseResch, Gdańsk 2013
- „Gdybym tylko schudła…“ Ela Lange, Marta Sadkowska, Warszawa 2016
- „Diet coaching“ Urszula Mijakoska, Warszawa 2016
- „Terapia poznawczo-behawioralna zaburzeń odżywiania“ Ch. Fairburn, Kraków 2013